Aktorski smak

Siedziałem ze Stasiem Mikulskim w „Stylowej” na Podzamczu. Nagle podchodzi zawiany gość: – Pan jesteś Kloss? Ja, mówi Staś. Chłopaki, wygrałem flaszkę – krzyczy gość. Widzisz, przeklęta sława, mówi Mikulski. To były czasy – opowiada Włodzimierz Wiszniewski, aktor Teatru Osterwy

Na lubelskiej scenie grał ze Stanisławem Mikulskim. – Staś był wielkim smakoszem. Dużo jadł. A jaką figurę miał! Jak siadaliśmy do kaczki, to mówił: Co to jedna kaczka dla nas dwóch. Potrafił sam jedną zjeść. Jak robiłem imieniny i koledzy wiedzieli, że wpadnie Staszek Mikulski, to żartowali, że trzeba szybko dobre rzeczy jeść, bo zaraz znikną ze stołu – opowiada Włodzimierz Wiszniewski.

Teatr od kuchni pulsował smakami, aromatami i rozmowami przy kieliszku mocno zmrożonej wódki. – Z Aleksandrem Aleksym wpadaliśmy na setkę i jajeczko do małej knajpeczki na Narutowicza. Zapraszał Aleksy. Zjedliśmy co trzeba, Aleksander mówił: To teraz zapłać – śmieje się Włodzimierz Wiszniewski.

Z rozczuleniem wspomina obiady u cioci Morowej na Krakowskim Przedmieściu. – Była niesamowita. Łączniczka Kedywu. Kiedy bezpieka wpadła do jej domu z zamiarem aresztowania, powiedziała, że jest służącą, wypiła z nimi litr spirytusu, ledwo wyszli na nogach. Jakie schabowe nam robiła, jaką wątróbkę. I to było naturalne jedzenie – dodaje Wiszniewski. Najlepsza kuchnia? – Jasne, że w „Europie”. Świetny forszmak w koszyczku z ciasta i zraz po węgiersku z kluseczkami. Takich zrazów już potem nigdy nie jadłem.

Ulubioną aktorską knajpą była restauracja „Śródmiejska” mieszcząca się przy ul. Narutowicza, tuż obok teatru. – Kupowaliśmy kaczkę czy gęś, zanosiliśmy do restauracji, kucharz nam przyrządzał – opowiada Włodzimierz Wysocki. Obok mieścił się barek, gdzie na stojącą można było napić się wódki. Barek miał wzięcie, aktorzy nazywali to miejsce „Klatką lwa”. – Bo jak siedzieliśmy w „Śródmiejskiej” to z klatki dochodziły ryki. Z małych knajp pamiętam lokal „Pod kaczuszką”, gdzie dawano dobry drób. Ale najbardziej kultowym miejscem była restauracja „Pod karasiem”. Mówiło się: Idziemy do pana magistra Karasia, do pana doktora Karasia, do pana mecenasa Karasia. Pan Karaś miał kilka ciepłych i serdecznych określeń. To była podrzędna speluna z atmosferą.

Foto. Stanisław Mikulski i Jan Machulski w sztuce “Montserrat”, archiwum Teatru Osterwy